Zgadzasz się z tym stwierdzeniem? Otóż odsłonię przed Tobą pewną „tajemnicę”.
Czy wiesz, że do połowy lat 70 XX wieku nie stosowano w Polsce mikroportów? A dźwięk z planu nagrywany na Nagrę - umożliwiał nagranie jednego, monofonicznego śladu. Co to oznacza? Że dialogi, które słyszymy w filmach były nagrywane po zakończeniu montażu, czyli były to tzw postsynchrony.
To teraz wyobraź sobie dwie sytuacje. Pierwsza, kiedy aktorzy przychodzą do wygłuszonego studia o odpowiedniej akustyce i nagrywają dialogi w takich warunkach. Druga - to taka, która najczęściej ma miejsce obecnie - próbujemy nagrać dźwięk na planie - w szeleszczących kostiumach, z agregatem obok, przelatującym samolotem, szeptami ekipy w tle itd itp… Jak myslisz, które dialogi będą bardziej czytelne?
To dlaczego nie pozostać przy tym rozwiązaniu? Być może pomyślisz. Świat ruszył do przodu a wraz z nim kino. Nagrywanie dialogów na planie przede wszystkim sprawia, że są one bardziej osadzone w filmie, ukazują prawdziwe emocje bohaterów w momencie grania danej sceny. Poza tym - często aktorzy z jednego planu wchodzą odrazu na kolejny, umówienie się na postsynchrony jest bardzo trudne. Trzecia rzecz - pieniądze. Studio, realizator, reżyser, aktorzy - nagranie postsynchronów to dodatkowe godziny pracy, a to kosztuje.
W związku z tą sytuacją, mam również swoje przemyślenia. Kiedyś „ekipa” na planie, to był rezyser, operator i kierownik planu. Ewentualnie kostiumograf/scenograf. Nigdy operator dźwięku. Stąd trudności, z którymi borykamy się obecnie na planie - mentalność ludzi wciąż nie przestawiła się na współpracę z dodatkowym pionem dźwięku, który pojawił się na planie i ma swoje dodatkowe żądania. Zgadzacie się ze mną?
Ps. Do napisania powyższego artykułu zainspirował mnie wywiad z Panem Jerzym Hoffmanem, reżyserem filmu „Potop”, w którym po raz pierwszy w Polsce zastosowano dźwięk stereofoniczny (1974r.)